
Potężny atak rakietowo-dronowy na Kijów. 9 zabitych, ponad 70 rannych – polskie myśliwce w gotowości
W nocy ze środy na czwartek rosyjska armia przeprowadziła zmasowany atak na stolicę Ukrainy przy użyciu rakiet balistycznych i dronów. Według ukraińskiego ministra spraw wewnętrznych Ihora Kłymenki zginęło co najmniej 9 osób, a ponad 70 zostało rannych. Wśród 42 hospitalizowanych znajduje się sześcioro dzieci
Zniszczenia w pięciu dzielnicach Kijowa
- W kilku budynkach mieszkalnych wybuchły pożary, a ogień pojawił się łącznie w kilkudziesięciu lokalizacjach.
- Służby ratunkowe informują, że spod gruzów słychać dzwonki telefonów; pod ruinami mogą znajdować się kolejne ofiary.
- Wciąż poszukiwane są dwoje zaginionych dzieci. Akcja ratunkowa trwa równocześnie w pięciu dzielnicach ukraińskiej stolicy.
Ostrzał również w innych regionach Ukrainy
Rosyjskie pociski i drony spadły także na:
- obwody dniepropietrowski, czerkaski i połtawski (centrum kraju),
- Charków na północnym wschodzie – co najmniej dwie osoby ranne,
- obwód chmielnicki na zachodzie – dwie osoby ranne,
- obwód sumski na północy – dwie osoby ranne,
- obwód zaporoski – celem ataku był rejon na południu kraju.
W powiecie buczańskim obwodu kijowskiego ranne zostały dwie kobiety.
Reakcja Polski i sojuszników
Aktywność rosyjskiego lotnictwa nad zachodnią Ukrainą uruchomiła procedury w Dowództwie Operacyjnym Rodzajów Sił Zbrojnych (DORSZ).
- Poderwano dyżurne pary myśliwców wojskowych.
- Naziemne systemy obrony powietrznej i sieć radiolokacyjna przeszły w stan najwyższej gotowości.
- DORSZ zapewnia, że wszystkie siły i środki pozostają przygotowane do natychmiastowej reakcji w przypadku zagrożenia polskiej przestrzeni powietrznej.
Co dalej?
Ukraińskie władze podkreślają, że zmasowane ataki na infrastrukturę cywilną będą kontynuowane, a obrona przeciwlotnicza kraju pozostaje pod ogromną presją. Jednocześnie polskie i sojusznicze lotnictwo będzie nadal reagować na każdą eskalację działań w pobliżu granic NATO, utrzymując wysoki poziom gotowości bojowej.
Fot. PAP/EPA/SERGEY SHESTAK