latarnik studio
latarnik studio

Kamil Rybikowski: Ostatnia debata bez przełomu

Szymon Hołownia wydłużając maksymalnie kampanie wyborczą sprawił, że na jej finiszu kandydaci są już powoli nią zmęczeni. Widać to było podczas kulminacyjnej debaty, która była swoją drogą chyba najdłuższą ze wszystkich dotychczasowych. Miała się skończyć przed 23, a trwała niemal do północy. To znużenie wpływać będzie na jej odbiór. Nie sądzę bowiem by miała jakiś duży wpływ na wynik, choć oczywiście zawsze komuś mogła pomóc ułatwić podjęcie decyzji. Kto zyskał, a kto stracił?

Tradycyjnie bardzo dobry był Adrian Zandberg, który najmocniejszy cios wyprowadził pod kierunkiem swojej byłej koleżanki partyjnej Magdaleny Biejat, sugerując de facto ze sprzedała się wraz z kolegami za stołek. Może nie był to cios tak soczysty, jak ten skierowany do Mentzena podczas drugiej debaty w Republice, ale na pewno kandydatkę prorządowej lewicy zabolał. Wszyscy członkowie partii koalicji atakowali go w taki sam sposób, że uciekł on od odpowiedzialności, nie decydując się na tworzenie rządu Tuska. Miało się słuchając tego wrażenie zdartej płyty zwłaszcza, zwłaszcza gdy Ci sami kandydaci (głownie Biejat i Hołownia) narzekali na rzeczy, których nie udało im się dowieść w koalicji. Hołownia nawet oskarżył Zandberga o przekonanie prezydenta do weta obniżki składki zdrowotnej, czym właśnie pokazał niechcący jego sprawczość. Widać u niego tendencję wzrostową w sondażach, więc myślę że ma spore szanse na zajęcie czwartego miejsca w wyborach, gdyż te różnice między Hołownią, Biejat a Braunem mogą być bardzo niewielkie.

Dobrze wypadł Karol Nawrocki. Przede wszystkim kilka razy celnie zripostował konkurentów. „Żeśmy z żoną?” do Szymona Hołowni, czy zwrócenie uwagi iż nieistniejący według Rafała Trzaskowskiego zielony ład znalazł się w ostatnio podpisanym porozumieniu polsko-francuskim na pewno na plus dla niego. Myślę, że debaty sprawiły, że nikt go już nie traktuje jak zaprogramowanego cyborga, jak to miało miejsce na początku kampanii. Przyległ za to do niego wizerunek przejmującego mieszkania, ale w tej kwestii też nikt go nie znokautował. Dodatkowo mnogość pytań o tą kwestię sprawiała, że myślę wielu widzów była już tym wątkiem szczerze zmęczona i miał on już dla widzów coraz mniejsze znaczenie.

Z debaty na debatę wyrabia się Marek Woch. Często nawet udawało się zrozumieć co kandydat ma na myśli, co jest sporym postępem w stosunku do wcześniejszych jego publicznych wystąpień. Ma szanse wygrać rywalizację o dwunaste miejsce w stawce z włocławskim rusofilem, gdyż Maciak sprawia wrażenia antypatycznego. Zapamiętam go tylko z prorosyjskich wypowiedzi i niczego więcej.

Nie wiem jak kategoryzować Krzysztofa Stanowskiego. Grał on bowiem w trochę innej kategorii niż reszta stawki, więc nawet jeśli nie należałoby mu z tego powodu przyznawać tytułu MVP to jakaś nagroda specjalna byłaby konieczna. Jego wypowiedź o prowadzącej Schnepf-Wysockiej będzie wiralem debaty, zwłaszcza że została wypowiedziana na jej samym początku, gdy zapewne jej oglądalność była najwyższa. W dalszej części debaty również prezentował się dobrze – znakomity balans między żartem a powagą, kilka udanych szpilek wpitych Trzaskowskiemu oraz skuteczna promocja charytatywnej zbiórki. Aż dwukrotnie wywołał do wypowiedzi Panią Schnepf, która wypomniała mu program w TVP za Jacka Kurskiego, nie wspominając oczywiście że był to program o piłce. On też myślę, że zyskał dziś paru wyborców, chociaż jak wiadomo wcale ich nie chce.

Do grona ludzi, którzy mogą opuszczać debatę zadowoleni dorzucam jeszcze Piotra Witwickiego. Jako jedyny z trójki prowadzących zadawał normalne pytania i nie sugerował komu sprzyja jako moderator dyskusji. Tyle i aż tyle, ale na tle dwójki pozostałych prowadzących to była po prostu przepaść. W czasach gdy normalność jest w cenie, duże brawa dla redaktora Polsatu.

Spora jest grupa kandydatów, którzy nic w poniedziałkowy wieczór nie ugrali, ale też niewiele stracili. Umieszczam na tej liście ku pewnie zaskoczeniu niektórych Rafała Trzaskowskiego. Owszem był wyraźnie zmęczony, może nawet lekko chory. Miał chyba także nie najlepiej dobrany garnitur. I na pewno nie zaliczy tej debaty do udanych. Aczkolwiek on tą debatę przetrwał, mimo problemów, a to było dla niego najważniejsze. Zwłaszcza, że wśród rywali którzy wypadli dobrze, a których opisałem wyżej próżno by szukać takich, którzy mogliby „łowić” w elektoracie Trzaskowskiego. Odpowiadał na pytanie, ani razu nie był liczony. Finezji w tym nie było, spin z wręczeniem czegoś na końcu Nawrockiego kompletnie nieudany, ale tak jak mówię – to debata dla niego nie będzie miała większego znaczenia.

Podobnie ma się sytuacja ze Sławomirem Mentzenem. Nie gadał już nakręcony jak katarynka, ale nie został znokautowany przez Zandberga, a to już na plus. Wydawał też całkiem sensowne pytania konkurentom, ładnie odpowiedział na pytanie o niską dzietność spowodowaną zakazem aborcji (sic!). Czy to wystarczy aby zatrzymać swój spadkowy trend? Nie sądzę. Nie jest to kandydat telewizyjnych debat, czym całkowicie się różni od swojego partyjnego kolegi Krzysztofa Bosaka, który był jedynie uczestnikiem „debaty po debacie” w TVP Info.

Swoich notowań myślę nie zmienili dziś także Joanna Senyszyn, Grzegorz Braun, Marek Jakubiak i Artur Bartoszewicz. Senyszyn według mnie przecenia znacznie antyklerykalizmu wśród ludzi, którzy ewentualnie na nią mogliby oddać głos, ale przyznać trzeba że ładnie zaatakowała Magdalenę Biejat tuż po ciosie Adriana Zandberga. Jakubiak sprawa wciąż wrażenie człowieka, który wymyśla pytania na poczekaniu, czego najlepszym przykładem było zadanie Senyszyn pytania o seniorów w bloku poświęconym polityce zagranicznej. Braun ewidentnie nie trafił dziś z dyspozycją dnia, gdyż był jakiś taki całkowicie ugrzeczniony. Artur Bartoszewicz za to dał się poznać jako prawdopodobna strona w sporze lobbingowym między producentami różnego rodzaju alkoholów, gdyż drugi raz zadał to samo antypiwne pytanie Sławomirowi Mentzenowi. Trudno sądzić by reklama piwa jest na tyle ważną kwestią by wymagała aż dwukrotnego pytania o to samo, tego samego człowieka.

Dwóch kandydatów określiłbym mianem przegranych, ale o różnym poziomie gradacji porażek. Porażka Szymona Hołowni polega głównie na tym, że nie dał sobie debatą tlenu na finisz kampanii. Był sztampowy, nie potrafił konkurentów zaatakować od żadnej oryginalnej strony. Przegrał starcie słowne z Zandbergiem, nie rozstrzygnął na swoją korzyść interakcji ze Sławomirem Mentzenem. Wydaje mi się, że pula jego wyborców może się kurczyć, na czym mogą zyskać tacy kandydaci jak Zandberg czy Braun – dużo bardziej wyraziści od niego. Mam wrażenie, że jego sondażowy wynik wciąż jest zawyżony, ale mogę się mylić.

Dużo bardziej przegrała Magdalena Biejat, która wypadła bardzo blado i chyba pogrzebała swoje szanse na wyborcze zwycięstwo z liderem formacji, którą kilka miesięcy temu zdradziła. Totalnie chybione pytanie do Mentzena o alimenty oraz płaczliwe pretensje do Rafała Trzaskowskiego sprawić mogą, że na jej elektorat będzie rozgrabiony przez konkurentów. Wyborcy socjalno-progresywni wybiorą kandydata Razem a Ci bardziej liberalno-progresywni zostaną zagospodarowani przez Trzaskowskiego, zwłaszcza że dojdzie jeszcze obawa przed tzw. zmarnowanym głosem.

Na koniec słówko jeszcze o dwóch pozostałych prowadzących dyskusję, których to jednak nie da się pochwalić jak redaktora Witwickiego. Schnepf-Wysocka zadała pytanie z tezą o demografię, jeszcze taką która nie ma oparcia w danych (wpływ prawa aborcyjnego na dzietność). Pytanie z tezą zadał też Radomir Wit pytając o integracje europejską w taki sposób, jakby było to celem w samym sobie, podczas gdy część kandydatów przecież tego poglądu nie podziela. Kompletnie niepotrzebne było też pytanie o zaufanie do polityków – czy to jest naprawdę kwestia, którą warto podnosić w ograniczonej czasowo debacie? No i na koniec ten zupełnie nikomu nie potrzebny spin Wita, jak to pogoniono go z TVP i jest niezależnym dziennikarzem TVN-u. U Pani z TVP to nawet rozumiem emocje, gdyż de facto stała się przedmiotem samej debaty, co pewnie nie było jej w smak (ale też nikt nie kazał zgadzać się na jej prowadzenie). o tyle Wit to się końcówką według mnie po prostu ośmieszył.

Debaty w formule kilkunastoosobowej odeszły już do historii. Czuje już nimi przesyt, ale biorąc pod uwagę, że w poprzednich kampaniach raczej debat brakowało to z dwojga złego wole obecną sytuację. Mam nadzieje, że dzięki nim będzie nam nieco łatwiej podjąć decyzję o wyborze 18 maja.

Podoba‚ Ci się materiał? Udostępnij go i komentuj - Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna! Chcesz by podobnych materiałów powstawało jeszcze więcej?Wesprzyj nas!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Najnowsze